Floating village czyli pływające wioski w porze suchej – Kampong Phluk

Tak, jak pisałam wcześniej plan na Kambodżę był taki, że mieliśmy przepłynąć z Phnom Penh przez Tonle Sap wodolotem. Jednak tak się nie stało. W związku z tym, by mieć choć namiastkę jeziora, dodatkowy dzień w Siem Reap zagospodarowaliśmy na zwiedzanie pływającej wioski (floating village).

W celu zorganizowania takiej wycieczki warto pochodzić po Siem Reap i poszukać najlepszej dla siebie opcji. Warto się też targować (jak wszędzie w Azji).

Wykupiliśmy wycieczkę dzień wcześniej w biurze podróży. Wygląda to tak, że jak zamawiasz wycieczkę to mówisz, w jakim hotelu mieszkasz. Biuro podaje Ci godzinę, o której masz być gotowy i przyjeżdża po Ciebie busik. Spieszyliśmy się, by być gotowym na czas, jednak i tak musieliśmy swoje pół godziny odczekać. W Azji można zapomnieć o czymś takim jak czas. Tam rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Nikt nie przejmuje się takimi drobiazgami.

Później wsiadamy do busa i zaczynamy jeździć po kolejnych hotelach zbierając gości. Co trwa i trwa. Następnie zajeżdżamy w jakieś zbiorcze miejsce, gdzie następuje przetasowanie i już większym autokarem ruszamy w trasę. Autokarem jedziemy dość długo, droga nie jest najlepsza, więc, delikatnie mówiąc, trochę trzęsie.

Fajne jest to, że po drodze można poobserwować kambodżańskie życie, jednak pamiętajmy, że floating village to atrakcja turystyczna i dużo tu się dzieje pod publikę.

Zwróćcie też uwagę na to, w jakiej porze roku znajdujecie się w Kambodży. My byliśmy w marcu czyli w porze suchej, z wielką, panującą od miesięcy suszą, co wiązało się z tym, że w pływającej wiosce…. nie uświadczyliśmy kropli wody… Jeśli chcecie zobaczyć pływającą wioskę zalaną wodą warto wybrać się tam w listopadzie na koniec pory mokrej.

Tym niemniej, uważam, że ciekawe to było doświadczenie i gdybym miała drugi raz decydować, to też bym się wybrała. Pomimo pory suchej, jest to okazja do zobaczenia, jak wygląda życie w takiej wiosce. Domy stoją na wysokich balach i gdy pada deszcz, całe bale zanurzone są w wodzie. Komunikacja odbywa się wówczas jedynie na łódkach. Ludzie żyją tu z turystyki i rybołówstwa, gdyż Tonle Sap jest akwenem niezmiernie bogatym w ryby.


W czasie wycieczki można zobaczyć budynek policji, szkołę, poobserwować suszenie krewetek.

W związku z porą suchą przeszliśmy się po wiosce (w porze mokrej zwiedza się z łódki), a następnie doszliśmy do brunatnej wody, która stanowiła odnogę jeziora Tonle Sap.

Kolejnym etapem wycieczki była przeprawa łódką do baru znajdującego się na jeziorze. Sam bar to mniej ciekawa część programu. Spędziliśmy tam chyba z godzinę. Oczywiście po to, by zamówić i zjeść obiad. Nasza wycieczka składała się z około 10 osób i chyba nikt nie zamówił nic konkretnego do jedzenia, a mimo to siedzieliśmy i czekaliśmy. Wątpliwą atrakcją był lekko śnięty krokodyl w klatce.


Woda w jeziorze była tak płytka, że można było po niej chodzić nie mocząc kolan. Mimo to, miałam poczucie, że organizatorzy się starają, by choćby dać namiastkę tego, jak wygląda życie, gdy jest mokro.

Ciekawe miejsce to restauracja na mega wysokich balach. Wówczas zamknięta, jednak spacerując na wysoko ulokowanych drewnianych chodnikach, łatwo można sobie wyobrazić, jak wysoki poziom wody potrafi tam być.


Jeśli post Ci się podoba lub uważasz, że może kogoś zainspirować, będzie mi miło, gdy go udostępnisz lub polubisz:)

Leave A Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.