Wystarczy dwie godzinki lotu, by przenieść się w fantastyczne miejsce na wiosenny city break. Zwłaszcza, gdy Bułgarzy obchodzą swoje święto, które zaczyna się już 1 marca, a zwie się Baba Marta. Święto Babci Marzec oznacza początek wiosny. Wówczas Bułgarzy rozpoczynają wielkie porządki, aby symbolicznie wymieść zimno. Ponadto wymieniają się amuletami wykonanymi z czerwono-białej wełenki.
Amulet ma chronić przed chorobami i przynieść szczęście. Należy go nosić na przegubie dłoni dopóki nie zobaczy się pierwszego bociana lub jaskółki. Następnie Bułgarzy wieszają amulety na drzewach. Dlatego kwiecień jest idealnym miesiącem, by zobaczyć mnóstwo przystrojonych biało-czerwoną wełenką drzew.
Od dwóch lat w Sofii są dwie linie metra, dzięki czemu z lotniska metrem bez problemu można dostać się do centrum. Metro jest ciekawe, bo w wielu miejscach biegnie na powierzchni, ale schowane jest w tunelu.
Nad Sofią króluje góra Witosza, która jest częstym miejscem wypraw Sofijczykow, zarówno na szlaki piesze, jak i na narty.
Bułgaria jest krajem wielonarodowościowym, co sprawia, że kościoły sąsiadują z meczetami czy synagogą. Oprócz tego targi staroci, wykopaliska w centrum, wykopaliska w podziemiach. Wszystko to tworzy niesamowity klimat. Trochę taki nasz, wschodni, trochę z bałkańskim pazurem, a trochę kojarzy się z Budapesztem. Zapewne przez wpływ komunizmu.
Dobrze na początku zlokalizować bulwar Maria Luiza. W jego okolicach są najważniejsze zabytki. Z całą pewnością nie da się nie zauważyć i zdecydowanie warto zobaczyć największy czynny meczet sofijski (Bania Baszy Dżamija) zbudowany w 1576 roku.
Tuż obok jest największa na całych Bałkanach żydowska synagoga.
Niedaleko warto rzucić okiem na dawne łaźnie miejskie, które obecnie pełnią funkcję muzeum miasta.
W pobliżu malutka cerkiew św. Petki Samardżijskiej z końca XIV wieku. Znajduje się tuż obok wyjścia z metra Serdika i wygląda jakby zagubiła się w czasie i przestrzeni.
W jej okolicy króluje posąg Św. Sofii. Jest wysoki i widać go z oddali. Dawniej stał tutaj posąg Lenina.
Tuż obok wpisana na listę UNESCO cerkiew św. Jerzego z IV wieku. W XVI wieku została zamieniona w meczet. Freski zamalowano wapnem, dzięki czemu udało im się przetrwać w dobrym stanie do tej pory. Cerkiewka wygląda jakby dopiero co została odkopana z gruzów. Otoczona jest Budynkiem Pałacu Prezydenckiego.
Jeśli nie zamierzamy iść do Muzeum Archeologicznego to warto przejść przynajmniej przejściem podziemnym koło niego, by zobaczyć antyczne pozostałości rzymskich budowli.
Blisko też jest cerkiew św. Niedzieli z 1751 roku.
Na wprost cerkwi warto przejść się ul. Witosza przechodzącą w Bulwar Marii Luizy, gdzie znajdziemy sporo sklepów z pamiątkami. Warto rozważyć zakup ceramiki albo kosmetyków na bazie róży. Tylko dobrze zwrócić uwagę na ceny, bo różnice są kolosalne.
Ciekawym miejscem jest także wkopana w ziemię Cerkiew św. Mikołaja, zbudowana na początku XX wieku przez rosyjskich emigrantów.
Tuż obok cerkwi można znaleźć ciekawy, nieco przerażający pomnik Stefana Sambolova, bułgarskiego polityka, który pod koniec XIX wieku wprowadził w Bułgarii dyktaturę i reżim policyjny.
Zdecydowanie nie można pominąć Soboru św. Aleksandra Newskiego ze stojącym w pobliżu pomnikiem Cara Wyzwoliciela. Sobór jest wielki, piękny i robi ogromne wrażenie.
Uwagę przyciąga również położona nieopodal Bazylika św. Zofii, zbudowana pomiędzy IV a VI wiekiem, w XIX wieku na krótko zamieniona w meczet.
Uliczka położona na wprost od wejścia do cerkwi Aleksandra Newskiego i obok św. Zofii to uliczka handlarzy „wszystkim”. Warto zajrzeć, „poczuć klimat”, a może nawet kupić pamiątkę.
Na placu Sławejkowa można zatrzymać się na targu z używanymi książkami. Dla mnie było to średnią atrakcją, bo nie znam cyrylicy, więc mogłam popatrzeć jedynie na stare okładki.
By chłonąć atmosferę miasta, można przysiąść na chwilkę w parku (Gradska Gradina) pod Teatrem Narodowym. Jest tam dużo ludzi: młodzieży, rodzin z małymi dziećmi, a także starszych par. Każdy coś robi, gra w coś, odbywa piknik.
Co jeść?
Kuchnia bułgarska to typowa kuchnia bałkańska, więc warto dać się porwać bałkańskim smakom. Sałatka szopska przede wszystkim. Podawana wszędzie. Lekka i przyjemna w smaku.
Oczywiście kebapcze czyli inaczej cievapi. Podłużne kotleciki z mielonej wołowiny, Giuwecz – czyli duszone mięso z warzywami, Musaka – mielone mięso i gotowane warzywa.
Ciężkawe mięsa warto przełamać ajranem czyli zsiadłym mlekiem lub jogurtem rozcieńczonym wodą, czasem lekko solonym. Do tego wino lub oczywiście rakija.
Z deserów diabelsko słodka baklawa lub regionalny jogurt z bakaliami i słodkim sosem.
Jeśli post Ci się podoba lub uważasz, że może kogoś zainspirować, będzie mi miło, gdy go udostępnisz lub polubisz:)