Jaki był ten rok pod względem podróżniczym? Sama nie wiem. Z jednej strony były fajne, intensywne momenty, a z drugiej strony życie wywijało nam psikusa i wycinało na kilka miesięcy z aktywności.
Na pewno zaczął się fantastycznie. Nowy Rok przywitaliśmy w wyścigowej Daytonie na południowo wschodnim wybrzeżu USA. Było ciepło i przyjemnie, a my zwiedzaliśmy Florydę.
Sylwester w ciepłym miejscu marzył mi się od lat i marzenie się ziściło. Nie byliśmy na żadnej imprezie, po prostu chodziliśmy po mieście i chłonęliśmy atmosferę.
Spacer po plaży 1 stycznia po północy jest naprawdę fajny. Nowy Rok spędziliśmy w Centrum Lotów Kosmicznych NASA. Niesamowite przeżycie zobaczyć prawdziwe promy, które były w kosmosie nie jeden raz!
Dalej podróżowaliśmy na południe, gdyż naszym celem było Key West czyli kraniuszek USA – 140 km od Kuby. Key West po prostu pozamiatał nas. Całkiem nieźle jego klimat oddaje serial Bloodline.
Później kilka dni spędziliśmy w ciepłym i przyjemnym Miami, przechadzając się po Ocean Drive i wylegując brzuchy na ciepłej plaży usypanej delikatnym piaskiem z Wysp Bahama.
Tu skończyło się nasze lato i przenieśliśmy się do wietrznego miasta czyli do zimnego Chicago. Przeskok w temperaturze był ogromny, bo ok. 30 stopni, w związku z czym marzliśmy przeokrutnie. Tam już trzeba było popracować, więc nie było tyle odpoczynku, ale jednak co Chicago to Chicago.
Później były pomniejsze atrakcje, aż w końcu na przełomie kwietnia i maja ruszyliśmy na kolejny mały road trip na Węgry.
Zaczęliśmy od północy: przechadzką po jaskini Aggtelek, mocząc zmarznięte po kilku miesiącach zimy ciałka w termach w Miszkolcu, popijając wino w Tokaju (o czym pisałam tu), podziwiając piękny wąwóz w bukowym Lillefured i zajadając pyszne foie gras w fantastycznym Egerze.
W drodze do Budapesztu zahaczyliśmy o malutkie Szentendre z najlepszym skansenem, jaki zdarzyło mi się odwiedzić do tej pory.
Następne kilka dni spędziliśmy w Budapeszcie. Tu również trochę pracy było, choć mi udało się całkiem sporo pochodzić. Piękna majowa pogoda, fantastyczna architektura i miasto, w którym mam okazję obserwować zmiany zachodzące na przełomie ostatnich kilkunastu lat.
Później musieliśmy trochę zwolnić. Skoczyliśmy na mały wypad do Krakowa, gdzie odwiedziliśmy lubiany przez nas Cichy Kącik, a poza tym raczej czas upłynął na działce lub w podobnych sielskich klimatach.
Jesienią kilka krótkich wypadów, często przy okazji pracy, ale nie tylko. Trochę w łódzkim, lubelskim, podkarpackim czy śląskim.
W końcu wybrałam się do katowickiego Nikiszowca – perełki architektury, odwiedziłam zamek w Będzinie, o którym słyszałam, że nie warto, więc go zawsze pomijałam. Jednak uważam, że warto!
Wybrałam się do Gliwic, by zobaczyć drewniany maszt radiostacji, który wcale a wcale nie zrobił na mnie wrażenia. Natomiast pozytywnie zaskoczył mnie Gliwicki rynek.
Kolejne zaskoczenie to skansen w Chorzowie, położony na terenie Parku Śląskiego.
Na Mazowszu odwiedziliśmy Chopinowski Dworek w Żelazowej Woli, który nas bardzo zaskoczył swą nowoczesnością i nie ustępowaniem w niczym światowym muzeom XXI wieku.
Przy okazji zajrzeliśmy do Żyrardowa, w którym znaleźliśmy fenomenalne bistro Telegraf.
Późną jesienią zawitaliśmy na Lubelszczyznę i na Podkarpacie. W Lubelskiem odwiedziliśmy Lublin z cudnie zmieniającą się starówką i kolejnym skansenem, spokojny chilloutowy Nałęczów, a także Majdanek – miejsce, które powinien odwiedzić każdy.
Rok kończymy małym road tripem po Europie Zachodniej. Zaczęliśmy od niemieckiej Saksonii, potem Nadrenia-Westfalia i dalej ruszamy na Zachód:)
W międzyczasie kupiliśmy przyczepę campingową!!!! I o ile w odchodzącym roku życie płatało nam figle i nie mogliśmy z niej skorzystać, o tyle liczymy, że następny rok otworzy przed nami inny wymiar podróżowania. Stay tuned😊
Jeśli post Ci się podoba lub uważasz, że może kogoś zainspirować, będzie mi miło, gdy go udostępnisz lub polubisz:)