Subotica to miasteczko leżące na północy Serbii. Należy do regionu Wojwodina. Jest częstym przystankiem Polaków udających się do Grecji. Tak też było w naszym przypadku. Generalnie rozważaliśmy, czy Serbii nie zwiedzić dokładniej w czasie tego wyjazdu, jednak postawiliśmy na nieco więcej odpoczynku, a nie tylko intensywne zwiedzanie. Więc Serbia ciągle zostaje na bucket list. Tym niemniej, postanowiliśmy cokolwiek w Serbii zobaczyć, a akurat Subotica była w idealnym momencie drogi, by zatrzymać się na nocleg.
Subotica ściśle związana jest z Palicem, z którym graniczy i który stanowił dawniej rekreacyjny ośrodek Suboticy (charakteryzuje go piękna, drewniana zabudowa). Zdecydowanie warto do niego zajrzeć.
Subotica kojarzy mi się z Tbilisi, a mojemu „towarzyszowi podróży” z Barceloną. Nie jest cukierkowa, wypolerowana i błyszcząca. Sporo w niej zniszczonych, ale pięknych secesyjnych kamienic. Ulice okalają wielkie lipy i platany, które ze swoich, jeszcze zielonych liści, tworzą istny tunel.
Subotica jest bardzo wielokulturowa, a to za sprawą dużych migracji ludności, które miały tutaj miejsce. Największe w XVIII wieku. Miasteczko zostało dołączone do Serbii dopiero po I Wojnie Światowej.
Na uwagę zasługuje Ratusz z początku XX wieku z otaczającym go Placem Wolności, na którym widoczna jest Błękitna Fontanna w całości wykonana z ceramiki. Bogato zdobiony zewnątrz ratusz, w środku wyłożony witrażami przedstawiającymi historyczne sceny istotne dla Węgier, można zwiedzać. Spacer kosztuje 150 dinarów, a rozszerzony o salę koncertową kolejne 150 dinarów. Sądzę, że warto, ale z braku czasu nie wybrałam się.
Ulica Korzo to deptak, ponoć serce miasta, jednak mi zdecydowanie bardziej przypadły do gustu różne inne obsadzone drzewami uliczki, zamiast betonowego deptaku.
Charakterystyczna też jest neobarokowa biblioteka, Pałac Reichla czy Synagoga (to ponoć perełka sakralnej secesyjnej architektury, niedawno została mocno odnowiona i według mnie troszkę traci na uroku).
Co ciekawe, w Centrum Suboticy przy każdej ulicy wygospodarowana jest przestrzeń na ścieżki rowerowe.
Skoro Bałkany to zdecydowanie warto zjeść cevapi, popić Jelenem lub lokalnym winem. A na deser spróbować gorki’ego czyli jednego z bardziej znanych (o ile nie najbardziej) serbskich likierów.
W Polsce dobre serbskie można zjeść pod Warszawą: link tu.
Jeśli post Ci się podoba lub uważasz, że może kogoś zainspirować, będzie mi miło, gdy go udostępnisz lub polubisz:)