W pewne niedzielne popołudnie wybraliśmy się do knajpki, o której sporo dobrego czytałam. Postanowiliśmy sprawdzić, czy rzeczywiście Vietnamka jest tak dobra, jak o niej piszą. W zakresie kuchni wietnamskiej absolutnie nie jestem specjalistką. Wietnam jest cały czas na mojej liście marzeń podróżniczych, więc nie mogę odwołać się do bezpośrednich doświadczeń z tego kraju. Poza tym dość rzadko jadam dania wietnamskie, mimo że pasują mi wietnamskie połączenia świeżych ziół z ciepłymi, charakterystycznymi daniami. Stąd nasze kroki w kierunku warszawskiej Vietnamki.
Wnętrze jest malutkie, są tylko dwie małe salki. W tym w jednej z nich jest blat, za którym znajduje się kuchnia. W związku z tym zapachy w lokalu szybko się zmieniają, w zależności od składanych zamówień. Ma to plusy i minusy. W salkach są drewniane skromne stoliki z ławami lub taboretami. Taborety do mnie nie przemawiają, bujają się i nie ma, gdzie postawić torebki.
Menu jest krótkie, ale nie jest to wadą w tak malutkim miejscu.
Z przystawek bierzemy Bánh Xèo (25 zł) czyli naleśnik ryżowy z krewetkami, boczkiem i kiełkami fasoli mung. Do naleśnika dostajemy talerz ze świeżymi ziołami. Wszystko razem zwija się w kapustę sitowatą, macza w sosie i je. Świetne połączenie smaków. Jedzenie rękoma ma też swój urok. Dla mnie tylko troszkę zbyt tłusto.
Zamawiamy do tego dwa dania główne. Pierwsze z nich to Phð Xào (25 zł) czyli makaron smażony z wołowiną i bok choy. Smakuje bardzo dobrze, jedyny minus to znowu nieco zbyt tłuste.
I kolejne danie: mistrzostwo świata! Czyli Phð Bð Tái (28 zł) czyli zupa pho z parzoną wołowiną gotowana i podawana z kością szpikową, co daje jej niepowtarzalny, delikatnie maślany smak. Zupa została podana w trzech naczyniach. Na jednym świeże warzywa i sos, na drugim kość pełna szpiku i mięsa, które podawane jest surowe, a następnie jest zalewane przez kelnerkę gorącym bulionem z żeliwnego dzbanka.
Zupa jest absolutnie fantastyczna. Jej smak ustalamy sami, modyfikując ilość składników, jakie dodajemy do zupy (ziół, papryczki, sosu, kiełków, etc.). Zupa klasa.
Do picia domowa herbata z imbirem, trawą cytrynową i limonką. Na dworze zimno, a ona fantastycznie rozgrzewa. Niestety tania nie jest – 15 zł.
Podsumowując Wietnamka to miejsce, do którego z chęcią wrócę. Nie polecałabym go na wystawną kolację czy obiad. Zupełnie nie. Za to na niezobowiązujący obiad czy lunch albo na „zatopienie się” w azjatycki klimat jest świetna.
Kontakt: Poznańska 7 (wejście od Wilczej)
Jeśli post Ci się podoba lub uważasz, że może kogoś zainspirować, będzie mi miło, gdy go udostępnisz lub polubisz:)