We Frankfurcie mieliśmy drugi nocleg podczas naszego zimowego road tripu do Portugalii. Frankfurt to potęga finansowa Niemiec, jednak ja miałam właściwie jedno skojarzenie z Frankfurtem, mianowicie „Samotność w sieci” J.L. Wiśniewskiego (choć właściwie nie jestem pewna w 100%, czy to tam toczyła się jej akcja. Może pamiętacie?)

Pierwsze wrażenie Frankfurt zrobił na mnie bardzo dobre. Mieliśmy nocleg w dzielnicy West End. Przy okazji możemy polecić nasz hotel. NH Hotels to sieciówka, w której kiedyś prawie tydzień spałam w Barcelonie i zarówno wówczas, jak i teraz byłam bardzo zadowolona.

Jeśli chodzi o kuchnie z całego świata to we Frankfurcie jest w czym wybierać. Marokańska, indyjska, brazylijska, argentyńska, tajska, japońska, tajwańska, bałkańska, itd. Wymieniać można długo. Zdecydowaliśmy się na perską.

Bardzo podobało mi się we Frankfurcie to, że stare miesza się z nowym. Generalnie bardzo lubię takie połączenia, jednak tutaj coś mi nie zagrało. Stare kamienice, w takim, powiedziałabym, że kolonialnym stylu. Dookoła nich szklane wieżowce. Lubię taki miks. Podobnie było w Singapurze. We Frankfurcie jest również starówka. Mało wyodrębniona. Odnowiona. Warto wiedzieć, że 90% Starego Miasta uległo zniszczeniu w 1944 roku w czasie nalotów alianckich. Zobaczyć na niej można domy z muru pruskiego, które same w sobie są bardzo ładne, jednak mimo to jakoś zabrakło klimatu.

Wszystko ciemne, niepodświetlone, sprawiało lekko przygnębiające wrażenie. Ze Starówki warto przejść się na most i na drugi brzeg Menu, aby popatrzeć na panoramę miasta.

Jeśli lubicie też widok z góry to można wjechać na 53 piętro Main Tower za 7€. My się nie zdecydowaliśmy, gdyż Frankfurt był lekko przykryty chmurami, więc wiele byśmy nie zobaczyli.

Podsumowując,  warto Frankfurt na krótko odwiedzić, choćby przy okazji międzylądowania.

Jeśli post Ci się podoba lub uważasz, że może kogoś zainspirować, będzie mi miło, gdy go udostępnisz lub polubisz:)