Maroko – gotowy, różnorodny plan podróży w kilku wariantach (od 9 do 32 dni)

Maroko jest dużym krajem i nie jest możliwe zwiedzić go w całości w tydzień lub dwa. Plan podróży ułożyłam tak, by był jak najbardziej różnorodny. Siłą rzeczy musiałam pominąć część atrakcji, jak np. ocean czy region Sahary Zachodniej.

Do Maroko można dostać się samolotem (w okresie jesień-zima bezpośrednie loty do Agadiru czy Marrakeszu) lub cały rok z przesiadką, najlepiej w Hiszpanii. Można też dostać się promem z Hiszpanii do Tangeru lub kilku innych miast. Można płynąć z własnym autem lub bez. Opcji jest wiele. Ja płynęłam promem z hiszpańskiej Tarify do Tangeru bez auta. Prom płynie godzinę. W Maroku trzeba przesunąć zegarek o godzinę.

Tanger – 1-2 dni (plus wariant dodatkowy Wybrzeże Morza i Góry Rif – około 5-6 dni)

Tanger to takie wrota do Maroka od północy. Jest najbardziej europejskim miastem z całego Maroka i widać gołym okiem, że Tanger mocno się rozbudowuje i rozwija. Czuć w nim delikatnie marokański klimat, ale to tylko mała zajawka tego, co będzie potem. Zobaczyć sam Tanger i nic więcej to jakby nie zobaczyć w Maroku nic. W Tangerze można zostać na dzień i noc lub jechać dalej. Ja zdecydowałam się dalej na podróż koleją i uważam to za dobry wybór. Inna opcja jest taka, że można wynająć tu auto i objechać wybrzeże Morza Śródziemnego (Tetuan, niebieski Szafszawan, plus Góry Rif aż do granicy z Algierią, Kanion Wadi Zakzal, Park Narodowy Tazakka). I oddać auto w Fes.

Fez – 2-3 dni

Do Fez dotarliśmy pociągiem z Tangeru. Kupuje się jeden bilet z przesiadką w Kenitrze. Najpierw jedziemy szybkim pociągiem (Bullet train, ponad 300 km/h), a później express train czyli czymś w stylu naszego PKP.  Link do stronki tutaj, jednak polecam kupować bilety w kasie, bo jest znacznie taniej niż przez Internet.

Bullet train

Maroko jest tak fantastyczne, oferuje tak dużo, że dwie noce w Fez to jak dla mnie wystarczająca ilość i wolałam przeznaczyć pozostały czas na inne atrakcje. Fez po Tangerze to takie zderzenie z inną rzeczywistością. Fez jest stosunkowo mało turystycznym miastem, jeśli porównamy go z Marrakeszem. Na ulicach widać głównie muzułmanów, miasto żyje swoim życiem, a turyści są jakby przy okazji. Dzięki temu można podejrzeć i delektować się prawdziwym marokańskim życiem. Tu jadłam fantastyczną pierwszą kolację. Jeśli interesują Was zakupy to warto tutaj coś upatrzeć, na przykład skóry, z których Fez słynie. Można również zacząć podróż od tego miejsca, przylatując samolotem do Fez.

Meknes i Vollubilis – 1-2 dni

Tu już zaczynaliśmy tripa autem, które wypożyczyliśmy na lotnisku w Fes.  Gdybym miała z czegoś w tej podróży zrezygnować to właśnie z Volubillis. Vollubilis to stanowisko archeologiczne, pozostałość po czasach panowania Rzymian. Niewątpliwie robi wrażenie to, że aż tak daleko macki rzymskie były wyciągnięte, jednak po zwiedzaniu Rzymu, Aten czy nawet Doliny Świątyń na Sycylii plus w zderzeniu z dużym marokańskim upałem było ono męczące i nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia.

Meknes, natomiast, to dawne miasto sułtańskie. Warte zobaczenia, super dużo czasu na nie nie potrzeba. Na zakupy też można tu ruszyć. Będzie taniej niż w Marrakeszu.

Atlas Średni – 1 – 2 dni

Źródła Wadi Umm ar-Rabi

To ciekawe miejsce, bardzo lokalne. Źródła jednej z najdłuższych rzek w Maroku, dużo biwakujących lokalsów, dużo „restauracyjek”, a raczej wiat usytułowanych wzdłuż około 40 małych wodospadzików, w których można się rozłożyć i zjeść zamówione jedzenie. Cień oprócz wiat dają drzewka figowe. Bardzo klimatyczne miejsce.

Później można odwiedzić jeszcze jezioro Aquelman Azegza. My popatrzyliśmy tylko z oddali. Następnie proponuję pojechać drogą przez Khenifrę, a później drogą na Ait Mouli i dalej trzymać się drogi N13. Nam tutaj google maps zafundował  offroad, który zabrał sporo czasu. Nie polecam, zwłaszcza zwykłą małą osobówką.

Dalej mieliśmy nocleg w  miasteczku Midelt. I to dobra opcja na skromny nocleg. Generalnie po drodze jest trochę możliwości noclegowych, więc coś powinniście znaleźć. My szukaliśmy w drodze, w ostatniej chwili, więc nie mam tu jakiejś specjalnej rekomendacji. W Midelt można z zewnątrz zobaczyć przepiękny meczet.

Midelt

Sahara i Oazy – 1 dzień

Kolejnego dnia trzymamy się cały czas drogi N13. Zaczyna się już mocno pustynny klimat.

Po drodze mijamy spektakularny wąwóz Wadi Ziz (Gorges de Ziz). Warto też zatrzymać się w wybranych ksarach czyli ufortyfikowanych wioskach, przy których też są kasby czyli ufortyfikowane budynki z czterema wieżyczkami. Więcej o nich tu. Obecnie kasby często dostosowane są do warunków turystycznych (można je zwiedzać albo w nich nocować).

Niesamowitym jest oglądanie oaz ukrytych w dolinach rzek. Oaz, w których rosną setki palm daktylowych, będących nieocenionym źródłem dochodu dla okolicznych mieszkańców.  

Kolejnym fajnym miasteczkiem jest Arfud. Stąd dużo osób wyrusza na jednodniowe wycieczki na pustynię. Tu odbijamy na drogę R702 i jedziemy w kierunku Erg Chebbi.

Camp na Saharze – 1 – 2 dni

Według mnie w pustynnym campie najlepiej spędzić dwie noce. Pustynia zmienia wygląd zależnie od pory dnia, dodatkowo przy dwóch noclegach macie możliwość skorzystania z różnych atrakcji (wschód lub zachód słońca na wielbłądach lub na nogach własnych, buggy, quady, jazda na desce). Jeśli macie mało czasu to jedźcie chociaż na jedną noc. To niesamowite uczucie zasnąć i obudzić się na piaszczystych wydmach największej suchej pustyni świata, jaką jest Sahara.

Warzazat, Oazy południowe i wąwozy – 1 – 5 dni

Tę trasę można pokonać w kilka godzin, nic nie zwiedzając lub zwiedzając niewiele, ale można podzielić ją na kilka dni, by zobaczyć i przeżyć więcej. W drodze powrotnej warto trzymać się drogi N13 i zacząć od największego w okolicy targu wiejskiego w Rissani. Nasz plan ze względów zdrowotnych musiał zostać zmodyfikowany i z tej atrakcji zrezygnowaliśmy.

Dalej jedziemy do Arfud drogą N13 i dalej drogą R702, by dotrzeć do N10, której trzymamy się tym razem.

Wąwóz Todra (Todra Gorge)

Niesamowity wąwóz ze strzelistymi skałami. Jednak z naszego planu wypadł, szkoda, ale bywa i tak.

Wąwóz Dades (Gorges du Dades)

To kolejny wąwóz, będący częstym celem wypraw turystów, który my musieliśmy odpuścić. Tu warto zrobić trekking i zostać na noc.

Dolina róż (Vall. Des roses)

To atrakcja na maj, kiedy kwitnie damasceńska róża. My byliśmy właśnie w maju czyli idealnym momencie, ale zdrowie nie wybiera, więc to też wypadło z listy. Widziałam takie plantacje róży damasceńskiej w Bułgarii i warto je zobaczyć.

Skoura

To całkiem spory ksar, który z drogi wyglądał olśniewająco, wyraźnie widać ulokowany w oazie ksar z rdzawo pomarańczowego budulca, z pięknymi kasbami.  Można go zwiedzać na pieszo lub na osiołkach. W Skourze znajdziecie całkiem fajne opcje noclegowe. Więc tu też można przenocować.

Kasba Amridil

Tuż obok Skoury jest rewelacyjna kasba, którą można za bardzo niewielkie pieniądze zwiedzić z przewodnikiem. Nam nie starczyło na nią czasu.

Studio Filmowe Atlas

Ja szykując mój plan dość szybko odrzuciłam studio, ze względu na to, że nie starczyłoby nam na nie czasu i nie było wystarczająco priorytetowe, choć ponoć warto je zobaczyć. Kręcono w nim wiele znanych filmów, jak Gra o tron, Gladiator, Kleopatrę czy Top Gear. Podobno na studio warto przeznaczyć cały dzień.

W okolicy mogę Wam polecić rewelacyjny nocleg (tylko dla dorosłych), Maison D’hotes Tigminou. Idealne miejsce na odpoczynek. Nawet na dłużej niż jedną noc.

Ajt Bin Haddu

To ksar, wpisany na listę UNESCO. Polecany wszędzie jako must visit, mnie zawiódł. Jest mocno turystyczny, mimo że mieszka w nim tylko 6 rodzin. Miasteczko całe jest oblepione straganami. To jedyne miejsce, w którym zostaliśmy jawnie oszukani. Wejście do miasteczka jest bezpłatne (przez most). Natomiast, gdy wejdziecie przez wyschniętą rzekę wita Was „miły” pan oczekujący 20 MAD za wejście do „muzeum” czyli do jego domu, przy okazji kłamiący, że jest to jedyne wejście do miasteczka. Nie jest to prawdą. A szkoda, bo gdyby pan nas nie oszukał na głupie 40 dirhamów to prawdopodobnie skusilibyśmy się na przewodnika i odbiór miasteczka mógłby być lepszy. W miasteczku także kręcono Grę o tron.

Przełęcz Tizi n’Tichka

Jeśli czas już Was goni jedźcie od razu na przełęcz czyli drogą N9 w kierunku Marrakeszu. Jeszcze niedawno droga ta uchodziła za najniebezpieczniejszą drogę w Afryce i nie ukrywam, że z tego powodu się jej obawiałam, jednak kusiła ładnymi widokami. Teraz nie ma się czego bać, droga jest zrobiona na nowo, jeszcze gdzieniegdzie jedzie się przez plac budowy, ale naprawdę jest super, widoki są malownicze, więc rekompensują niedogodnienia. Jest kręta, pnie się raz do dołu, raz do góry, jak to droga przez przełęcz, ale są co jakiś czas trzy pasy, więc można wyprzedzić wolniejsze samochody, jest dobra nawierzchnia, a widoki wbijają w fotel. Momentami jedzie się starymi odcinkami trasy, ale nie nastręczają one trudności. Natomiast gdy przyjrzycie się starym, już nieczynnym fragmentom drogi, to wygląda to naprawdę zatrważająco: wąsko, fatalna nawierzchnia, czasem szuter, brak zabezpieczeń nad przepaścią. Przełęcz wznosi się na 2260 metrów i jest najwyższą w Maroku.

Alternatywna, lepsza propozycja – droga P1506

Ja natomiast bardziej rekomenduję upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i z Ajt Bin Haddu pojechać drogą P1506. Droga częściowo jest zmodernizowana (nowy, dobry asfalt), częściowo jest dość wąsko. Droga wiedzie wzdłuż rzeczki Asif Ounila, która momentami płynie w głębokim wąwozie, a momentami można w niej stopy zamoczyć. Po drodze mijamy wiele małych ksarów, schowanych przed okiem wszędobylskich turystów. Tu zajeżdżają nieliczni. Dzięki temu jest bardziej naturalnie, lokalnie, pięknie. Rdzawo pomarańczowe ksary wciśnięte w ściany wysokich równie pomarańczowych wąwozów zachwycają i zadziwiają. Jest niesamowicie pięknie.

Kasba Telouet (Talwat)

Droga  P1506 zaprowadzi Was do kazby rodu Al-Glawich. Wejście kosztuje tylko 20 dirhamów, natomiast proponuję wziąć opcję oprowadzenia z przewodnikiem. Jest to dużo droższa opcja, ale warto skorzystać. My trafiliśmy na cudownego przewodnika, który mówił 6 językami! Kazba powstała w genialnym miejscu na trasie karawan z Sahary do Marrakeszu. Kazba i liczne okoliczne ziemie należały do paszy czyli księcia Marrakeszu, który był dyktatorem i tyranem mającym 65 żon! Na terenie kazby do 1956 roku mieszkali i pracowali niewolnicy (dopiero wówczas, gdy Maroko wyzwoliło się spod protektoratu Francji, zniesiono w Maroku niewolnictwo). Pasza posiadał około 300 niewolników. Nasz przewodnik to potomek jedynych z nich. Pasza w 1912 roku zdradził sułtana przechodząc na stronę francuską, dlatego po jego śmierci jego rodzinę wygnano i przestano inwestować w kazbę. Kazba nie jest w dobrym stanie, natomiast kilka pomieszczeń robi ogromne wrażenie.

Z kazby jedźcie już na przełęcz. Na trasie znajdziecie wiele punktów, w których można zjeść tadżin lub kupić produkty od lokalnych Berberów. Polecam. Żyje się tu biednie i tylko turystyka daje przychód.

Trekking w Atlasie Wysokim – np. Dżabal Toubkal – 2-3 dni

Aby zdobyć najwyższy szczyt Afryki Północnej, który ma 4167 m.n.p.m. warto udać się do miasteczka Imlil i stamtąd wynająć przewodnika. Ponieważ Toubkal jest czterotysięcznikiem wymagana jest aklimatyzacja ze względu na chorobę wysokościową. Tuż przed ostatnią prostą są dwa schroniska, w których można spać. My zrezygnowaliśmy z trekkingu, ale wydaje mi się to być dobrą opcją dla górskich piechurów.

Marrakesz – 2 – 3 dni

W Marrakeszu najlepiej od razu oddać auto na lotnisku. Jeżdżenie samochodem po Marrakeszu jest wymagające. Nie jest niemożliwe, ale trzeba mieć oczy dookoła głowy i dostosować się do panujących w nim warunków drogowych. Marrakesz jest mocno turystyczny. Bez problemu znajdziecie kawiarnie, restauracje typowo pod turystę. Jeśli przylecicie do Marrakeszu to stąd też można zacząć traskę i wykonać ją w odwrotnej kolejności niż ja proponuję. Taka opcja może dać łagodniejsze zanurzenie się w Maroko. Gdy zaczynacie od Fezu, jest od razu duża zmiana kulturowa. Ja akurat lubię od razu. Dla mnie Marrakesz jest trochę zbyt turystyczny, ale i tak uważam, że warto go zobaczyć.

Casablanka – 1 – 2 dni

Do Casablanki pojechaliśmy już pociągiem. Niecałe dwie i pół godzinki pociągiem ekspresowym. Casablanka to totalny przekrój: od jednego z największych na świecie meczetów, nowoczesnych budynków, przez dużą część miasta w stylu Art Deco, totalnie biedną Starą Medinę wypełnioną sukami, na których sprzedaje się wszystko, w tym żywe kurczaki, które zaraz trafiają pod tasak czy dzielnicę biedną jak slumsy tuż obok meczetu. W całym Maroku widać wyraźnie dysproporcje finansowe, ale tu odczułam je najbardziej. Wychodzisz z wielkiego, wystawnego meczetu i trafiasz wprost do tak biednej dzielnicy, że aż trudno uwierzyć, iż ludzie w niej mieszkają.

Tanger – 1 dzień

U nas to tylko powrót z Casablanki Bullet Trainem czyli tym najszybszym pociągiem. I wejście na prom do Hiszpanii.

Tak jak napisałam we wstępie, z planu można wykroić tylko kawałek dla siebie. Udanego Maroka!

JEŚLI POST CI SIĘ PODOBA LUB UWAŻASZ, ŻE MOŻE KOGOŚ ZAINSPIROWAĆ, BĘDZIE MI MIŁO, GDY GO UDOSTĘPNISZ LUB POLUBISZ:)

Leave A Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.