W Suwałkach wylądowaliśmy nieco przypadkowo. Zupełnie nie planowaliśmy spędzać tam wakacji, ale podczas naszego sierpniowego road tripu po Podlasiu okazało się, że szukanie noclegów kilka godzin wcześniej, w czasie pandemii, kiedy znaczna część Polaków spędza również lato w Polsce, nie jest najlepszym pomysłem. Tym sposobem dostępne noclegi nieco determinowały nasz pobyt (choć i tak poruszaliśmy się zgodnie z planowanym kierunkiem). Dzięki temu spędziliśmy dwie noce w Suwałkach, przy okazji odkrywając, że miasto w ostatnich latach niesamowicie rozkwitło i stało się atrakcyjnym punktem na mapie wschodniej części Polski.
Tym także sposobem trafiliśmy do Alika i przepadliśmy. Tu kilka tipów: lokal czynny jest krótko: w lato do 20.00, ostatnie zamówienia przyjmowane były o 19.15 i nie ma przebacz. Teraz lokal czynny jest jeszcze krócej. Stolików jest mało (lokal też jest mały), warto robić rezerwację albo nastawić się na czekanie w kolejce. Tak było w sezonie. Poza sezonem na pewno jest inaczej, zwłaszcza, że obecnie z powodu COVID-owych obostrzeń zamawiać posiłki można tylko na wynos.
U Alika możecie zapoznać się z typową kuchnią tatarską. Kilka dni wcześniej podjęliśmy próbę skorzystania z kuchni tatarskiej w Kruszynianach, jednak gigantyczna kolejka do Tatarskiej Jurty, pomimo głodu, skutecznie nas zniechęciła.
U Alika, oprócz stałego menu, codziennie są przyrządzane inne dania, uwzględniane na wywieszanym menu. Od obsługi możecie się dowiedzieć, co kryje się pod każdą nazwą. W ogóle, oprócz fantastycznej, choć ciężkiej, kuchni, to obsługa sprawia, że masz ochotę wracać. Nam tak posmakowało, że pierwszego dnia poszliśmy tam na kolację, a następnego specjalnie wróciliśmy (choć nie było nam po drodze) na obiad. Tym sposobem spróbowaliśmy trzech zup (mała porcja 10 zł, duża 13). Pierwsza to kwaśnica. Zupa rewelacyjna, nie taka kwaśna jaką znamy z Tatr. Pyszna. Druga to chłodnik, który był jednym z lepszych, jakie jadłam w życiu. Podawany z jajkiem i ziemniakami (ziemniaki w osobnej miseczce). Trzecia zupa to kurkowa. Delikatna, akurat ta najmniej mi podpasowała ze wszystkiego.
Z dań głównych: Stulistnik z warzywami i stulistnik z mięsem (23 zł). Stulistnik (nazwa pochodzi z litewskiego) to inaczej pierekaczewnik. To pracochłonna tatarska potrawa (zwykle podawana podczas świąt). Składa się z przekładanego ciasta makaronowego. W środku może być mięso (tutaj indycze), warzywa, ser czy na słodko np. jagody. U Alika w wersji wytrawnej podawana z surówką i sosem jogurtowym z kawałeczkami marchewki.
Kolejną próbowaną przez nas potrawą były żeberka po Żmudzku (34 zł) podawane z podpiekanymi ziemniaczkami i mizerią. Tajemnica fenomenalnego smaku tych żeberek wiązała się z jabłkami, z którymi były pieczone, subtelnie doprawionymi przyprawami, w tym kminkiem i goździkami.
Kolejne główne danie to pilaw z indykiem. Czyli jednogarnkowe danie na bazie ryżu, warzyw i mięsa. Podawany z surówką (18 zł).
Polecam też orientalny kompot czy różne piwa wschodnie. Są też dostępne gruzińskie lemoniady (ja osobiście nie przepadam za nimi, ale można kupić, jeśli lubicie lub chcecie spróbować).
Generalnie kuchnia U Alika to sztos!
Jeśli post Ci się podoba lub uważasz, że może kogoś zainspirować, będzie mi miło, gdy go udostępnisz lub polubisz:)